Policjanci dostali zgłoszenie, że na parkingu w zamkniętym samochodzie siedzi mała dziewczynka. Temperatura na zewnątrz przekraczała 30 stopni Celsjusza, więc dziecku groził udar. Policjanci szybko dotarli do dziadka dziewczynki, który robił zakupy w pobliskim markecie. Dziewczynka z objawami przegrzania trafiła do szpitala.
Dziecko zamknięte w samochodzie
Sytuacja, która mogła zakończyć się tragedią, rozegrała się w poniedziałek (10 czerwca) na parkingu marketu przy skrzyżowaniu Narutowicza i Kopcińskiego. 41-letni łodzianin powiadomił policję o dziewczynce zamkniętej w samochodzie. Czekał przy aucie do przyjazdu mundurowych. Dziecko było przytomne, ale bardzo spocone.
Funkcjonariusze weszli do marketu i poprosili obsługę o podanie komunikatu. Po chwili na miejscu pojawił się zdziwiony dziadek 4-latki. Mężczyzna początkowo nie chciał iść z funkcjonariuszami do samochodu. Stwierdził, że chce dokończyć robienie zakupów. Po rozmowie z mundurowymi, 61-latek zmienił zdanie. mł. insp. JOANNA KĄCKA z KWP w Łodzi
Na miejsce wezwano karetkę. Dziadek 4-latki uznał jednak, że nie ma potrzeby przewiezienia jego wnuczki do szpitala. Inne zdanie miał ojciec dziecka, który przyjechał na miejsce interwencji. Dziecko zostało zabrane na badania do szpitala.
Ustalaniem szczegółów i stopnia odpowiedzialności dziadka zajmują się funkcjonariusze z I Komisariatu Policji w Łodzi. 61-latkowi grozi kara nawet do 5 lat pozbawienia wolności.
Policja apeluje
Dzieci nie powinno się pozostawiać samych w samochodzie, niezależnie od pory roku. W upalne dni jest to skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie. Temperatura w aucie wzrasta bardzo szybko i może być zabójcza, nie pomaga zaparkowanie pojazdu w cieniu.
Żeby organizm dziecka przestał prawidłowo funkcjonować wystarczy zaledwie kilkanaście, a czasem tylko kilka minut w zamkniętym, przegrzanym samochodzie. Jako świadkowie reagujmy na roztargnienie lub bezmyślność opiekunów.