W ostatnich tygodniach listopada do marszałka województwa łódzkiego i do wojewody trafił anonimowy list informujący o tym, że są nieprawidłowości w WSRM po zmianach dyrekcji. Udało nam się dotrzeć do kilku osób, które stały za przygotowaniem pism z informacją o tym, co się dzieje w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi i dlaczego pracownicy obawiają się o bezpieczeństwo mieszkańców województwa łódzkiego.
List do marszałka, wojewody i radnych
Ratownicy z WSRM w Łodzi zdecydowali się napisać do władz województwa, bo – jak sami mówią – chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo pacjentów, czyli praktycznie wszystkich mieszkańców województwa łódzkiego.
Pod listem kierowanym do marszałka województwa łódzkiego podpisali się „zaniepokojeni pracownicy WSRM” i choć jest to anonimowe pismo, to nie sposób zostawić go bez komentarza. Pracownicy łódzkiego pogotowia ratunkowego w 6 punktach wymieniają „kolejne nieprawidłowości”, do jakich miało w ostatnich tygodniach dochodzić w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.
W dokumencie jest bardzo dużo szczegółowych informacji, które kontrolerom z dostępem do dokumentacji WSRM w Łodzi pozwolą bardzo szybko zweryfikować stan faktyczny. To samo pismo dostali też radni wojewódzcy oraz redaktorzy naczelni największych łódzkich dzienników.
Natomiast, w piśmie skierowanym do wojewody łódzkiego była pracownica WSRM w bardzo emocjonalny sposób opisuje różnice w stylu zarządzania dwóch ostatnich dyrektorów stacji. Ten sam list został wysłany jeszcze do ministerstwa zdrowia.
Na razie na anonimowe pisma zareagował samorząd województwa łódzkiego. Urząd marszałkowski poprosił o wyjaśnienia pełniącego obowiązki dyrektora naczelnego – Bogusława Tykę. Jak mówią ratownicy – część tych odpowiedzi jest „kpiną i jawnym szyderstwem”.
Ma być tanio nawet gdy to ryzykowne
W piśmie skierowanym do urzędu marszałkowskiego pracownicy WSRM opisują dość szczegółowo sytuację jednej z akcji ratunkowych. Akcji, która zakończyła się ogromną tragedią.
Piszemy o tym szczegółowo w artykule:
Czy noworodkowi odebrano szansę na życie?
Pracownicy w piśmie sugerują, że do tragedii mogła przyczynić się decyzja dyrekcji o niezamawianiu leku ratującego życie wcześniakom.
Obecnym argumentem na niezamawianie przez WSRM [red. – leku] jest jego cena (za opakowanie ok. 3500 oraz obawa, że się przeterminuje – piszą pracownicy WSRM
Poproszony przez urząd marszałkowski dyrektor złożył wyjaśnienia na piśmie. Wynika z nich, że ampułki z lekiem były na stanie apteki pogotowia ratunkowego, ale były przeterminowane.
Lek jest w okresie zamówienia i dostawy dla WSRM, a okres wydłużony z uwagi na brak natychmiastowej dostępności w hurtowni – napisał w odpowiedzi Bogusław Tyka, p.o dyrektora naczelnego WSRM w Łodzi.
Z tą odpowiedzią w sprzeczności stoją ustalenia i dokumenty samej WSRM. O tym jednak napisaliśmy w podanym wyżej materiale (TUTAJ).
Ratownicy w rozmowach mówią wprost, że stanowisko dyrekcji to lepiej ryzykować niż kupować lek, który jest drogi i wykorzystywany sporadycznie, a ma krótki termin przydatności.
Wyprowadzanie pieniędzy publicznych?
Kolejnym zarzutem, jaki ratownicy stawiają dyrekcji WSRM w Łodzi jest wynajmowanie zewnętrznego podmiotu, który ma przejąć obowiązki rzecznika prasowego jednostki. W piśmie ratownicy sugerują też, że postępowanie nie musiało być do końca uczciwe, bo „(…) w stacji mówi się od początku, że wygra konkretna firma”.
Przeczytaj o tym koniecznie:
Rzecznik prasowy nie wystarczył. Pogotowie ratunkowe w Łodzi szuka agencji PR
Faktem jest, że przyjmowanie ofert skończyło się, a z opublikowanego w Biuletynie Informacji Publicznej dokumentu wynika, że swoją ofertę złożyło 6 firm. Wśród nich jest wskazywana przez pracowników stacji agencja, ale ona złożyła ofertę najdroższą (147 600 zł). Jedynym kryterium w tym postępowaniu miała być cena, a dla porównania najtańsza oferta jest 23-krotnie niższa od tej najdroższej (6 396 zł).
Wybór podmiotu i przebieg został powierzony Działowi Zamówień Publicznych w oparciu o prawo zamówień publicznych – napisał Bogusław Tyka w odpowiedzi do urzędu.
I choć informacja o złożonych ofertach została opublikowana 22 listopada, na razie nie wiadomo, czy WSRM będzie obsługiwana przez zewnętrzną agencję. To postępowanie jednak może zostać niejako automatycznie unieważnione, bo Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego w Łodzi w ofercie zaznaczyła możliwość anulowania zapytania ofertowego na dowolnym etapie postępowania (więcej TUTAJ).
Ciekawostką jest tu jeszcze jedna sprawa. Dyrekcja tłumaczy, że jeden człowiek nie może łączyć funkcji „rzecznika prasowego” z funkcją „rzecznika praw pacjenta”, bo jak czytamy odpowiedź Bogusława Tyki:
Łączenie stanowiska Rzecznika Praw Pacjenta i Rzecznika Prasowego bezsprzecznie stoi w kolizji z bezstronnością i budzi wątpliwości chorych.
Jednocześnie trzeba przypomnieć, że taki system funkcjonuje w WSRM od dawna. Również, gdy wcześniej przez wiele lat Bogusław Tyka był dyrektorem naczelnym stacji, w firmie łączono stanowiska rzecznika prasowego i rzecznika praw pacjenta.
Bałagan organizacyjny – był czy jest?
Ratownicy piszą, że dyrektor zmusza pracowników stacji do zmieniania umów. Ich zdaniem w sposób jednoznaczny przymuszanie pracowników do zmiany formy zatrudnienia z umowy o pracę na umowy cywilno-prawne jest łamaniem prawa.
Dyrekcja szantażuje, grozi zwolnieniami lub innymi konsekwencjami, jeśli kierownicy [red. – kierownicy podstacji w powiatach] sami nie zgodzą się rozwiązać umowy o pracę.
Taka sytuacja ma dotyczyć dwóch osób: w powiecie bełchatowskim i łaskim. Ten argument dyrekcja stacji zbija konfliktem personalnym i koniecznością ujednolicenia warunków współpracy ze wszystkimi „koordynatorami rejonów”. W piśmie dyrektor wskazuje, że te ruchy wykonywane były w związku z prośbą jednego koordynatora „aby w oparciu o porozumienie zmieniające utrzymać umowę etatową w ramach zespołu ratownictwa medycznego, a funkcję koordynatora sprawować z godnie z literą prawa w ramach umowy o współpracę”.
Zdaniem pracowników skarżących się na działania dyrekcji, ta prowadzi po prostu rozgrywki personalne, których celem jest „pozbycie się osób niewygodnych, bez względu na ich kompetencje oraz doświadczenie zawodowe”.
W piśmie czytamy też o innych zmianach, jakie zostały wprowadzone w organizacji codziennej pracy. Ratownicy i lekarze zwracają uwagę na problem z dostępnością karetek. Dotychczas w razie awarii pojazdu, jego uszkodzenia lub braku wyposażenia, pracownicy techniczni dostarczali zespołowi ratownictwa medycznego zastępczą karetkę. Teraz to zespół musi po tę karetkę pojechać na ulicę Warecką w Łodzi.
To w sposób oczywisty wyłącza na dłuższy czas zespół z pracy. Oczywiście, ma to bezpośrednie przełożenie na bezpieczeństwo mieszkańców województwa – mówi jeden z lekarzy.
W odpowiedzi dyrektor WSRM w Łodzi zapewnia, że technicy prowadzą 24-godzinne dyżury i podstawiają karetki na miejsce awarii. Zmiana organizacyjna miała jednak ograniczyć przypadki kradzieży sprzętu z ambulansów, do których miało dochodzić w trakcie używania karetek zastępczych i przenoszenia sprzętu.
Kontrowersje wokół dyrektora ds. medycznych
Po zmianie na stanowisku dyrektora naczelnego WSRM w Łodzi nastąpiła jeszcze jedna zmiana. Na stanowisko pełniącego obowiązki dyrektora ds. medycznych w stacji został powołany lekarz Bartosz Drąg. Już od pierwszych dni ratownicy i lekarze mówili o braku kompetencji i nieodpowiednim traktowaniu. W piśmie piszą wprost:
Do biura przychodzi zmęczony i wyżywa się na pracownikach. Traktuje ludzi bez jakiegokolwiek szacunku, co skutkuje obniżeniem poczucia własnej wartości i ogólną niechęcią do przychodzenia do pracy – napisali w piśmie.
Dyrektora medycznego w obronę bierze dyrektor naczelny. Mówi o jego ogromnym zaangażowaniu i związaniu z WSRM nieprzerwanie od 2013 roku. Wskazuje, że lekarz musiał zrezygnować z etatowej posady kardiologa w jednym z łódzkich szpitali.
Musiał podjąć trudną decyzję o rezygnacji z etatowego stanowiska starszego asystenta oddziału kardiologii (…), aby w pełni oddać się powierzonej funkcji – napisał Bogusław Tyka.
Ten argument został jednak zbity już w piśmie do marszałka województwa, bo autorzy zauważyli, że równocześnie dyrektor ds. medycznych pracuje w firmie transportu medycznego w Tomaszowie Mazowieckim, a dodatkowo jeździ jako lekarz systemu w jednym z zespołów ratownictwa medycznego w Łodzi.
Problem niedługo może się albo sam rozwiązać, albo sytuacja jeszcze bardziej się zaogni. Zgodnie z przepisami stanowisko powierzyć można komuś tylko na pewien czas, a później powinien zostać ogłoszony konkurs. I tutaj znów rodzą się wątpliwości.
Zgodnie z przepisami i analogicznie do ogłaszanych wcześniej konkursów na to stanowisko, kandydat na stanowisko dyrektora ds. medycznych musi spełniać równocześnie 3 warunki:
- mieć tytuł lekarza lub lekarza dentysty,
- mieć tytuł specjalisty lub specjalizację II stopnia w dziedzinie medycyny,
- mieć 8 lat doświadczenia w zawodzie.
Z dokumentów, którymi dysponuje redakcja, wynika, że w chwili obejmowania obowiązków Bartosz Drąg tytuł lekarza uzyskał co prawda 8 lat temu (8 listopada 2016 roku), ale nie spełniał drugiego z wymogów. Zgodnie z informacjami z Centrum Egzaminów Medycznych w Łodzi nie miał tytułu lekarza specjalisty.
Sytuacja diametralnie zmieniła się w ostatnich tygodniach. Z informacji przekazanych przez Naczelną Izbę Lekarską wynika, że Bartosz Drąg 28 października 2024 uzyskał tytuł specjalisty w zakresie kardiologii.
Niespełna miesiąc po tym wydarzeniu Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego ogłosił konkurs na opisywane stanowisko1Konkurs na stanowisko dyrektora ds. medycznych w WSRM w Łodzi. Wyniki tego postępowania zostaną ogłoszone publicznie na stronie internetowej WSRM w Łodzi najpóźniej 27 grudnia 2024 roku.
Co miesiąc kilkanaście tysięcy zamiast 4
Ostatnim zarzutem opisywanym przez sygnatariuszy donosu jest kwestia medycyny pracy. Pracownicy stacji dotychczas mieli wykonywane badania okresowe w przychodni JARMED. Umowa jednak wygasała w tym roku, więc stacja 27 września2Świadczenie usługi profilaktycznej opieki medycznej nad pracownikami i kandydatami do pracy w WSRM w Łodzi ogłosiła postępowanie zgodnie z przepisami zamówień publicznych na świadczenie kompleksowej usługi w zakresie medycyny pracy.
W zapytaniu ofertowym założono, że konieczne będzie przeprowadzenie 700 badań rocznie, a kwota łączna oferty nie może przekroczyć 130 tysięcy złotych (w innej sytuacji trzeba by ogłosić przetarg). Jedną z firm, która zgłosiła ofertę była przychodnia JARMED.
Autorzy pisma do marszałka wskazują, że oferta przychodni przekraczała próg o 6 tysięcy i opiewała na 135 tysięcy złotych. 22 października postępowanie zostało unieważnione przez Bogusława Tykę i więcej postępowania już nie wszczynano.
Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego w Łodzi, informuje, że działając na postawie zapisów pkt IX .1. Zapytania ofertowego prowadzone postępowanie zostaje unieważnione.
Wskazany punkt stanowił w zapytaniu ofertowym o możliwości unieważnienia postępowania na każdym etapie bez podawania przyczyny. Ratownicy zwracają jednak uwagę na to, co się wydarzyło później.
Po kilku dniach okazało się, że lekarz właściciel firmy JARMED został zatrudniony w WSRM na etat jako lekarz medycyny pracy, co w tym przypadku jest zupełnie ekonomicznie nieuzasadnione – czytamy.
Pracownicy WSRM wskazują, że to zduplikowało koszty, bo do zatrudnionego specjalisty muszą przychodzić z zaświadczeniami od innych specjalistów (np. okulisty, laryngologa). Takie rozwiązanie ich zdaniem: „Świadczy o niegospodarności i celowym wyrzucaniu pieniędzy publicznych w błoto”.
Dyrektor Tyka tłumaczy, że w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi zatrudnionych jest około 1,2 tysiąca pracowników. Zauważa przy tym, że połowę z nich stanowią pracownicy administracji i obsługi.
Dlatego podjęto decyzję o powrocie do WSRM Medycyny Pracy, która była jej nierozłącznym, a wręcz kultowym elementem od wielu lat – napisał dyrektor.
Z informacji przekazywanych przez samych pracowników administracji wynika, że dotychczas WSRM w Łodzi rozliczał się fakturowo z przychodnią, generując miesięczne koszty na poziomie nieprzekraczającym 5 tysięcy złotych (co rocznie daje maksymalnie 60 tysięcy złotych).
Wiemy, że lekarz medycyny pracy zarabia teraz w WSRM kilkanaście tysięcy złotych, a stacja i tak dodatkowo musi płacić innym specjalistom na zewnątrz. To jest nonsens – mówi jedna z ratowniczek.
Polityczny szantaż
Z informacji do których dotarliśmy wynika, że w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Łódzkiego rozważano już odwołanie niedawno powołanego dyrektora Bogusława Tyki, ale decyzji nie podjęto, bo w grę weszła polityka (TUTAJ).
W Łodzi i województwie mamy szeroką koalicję z Lewicą. To właśnie z tym środowiskiem jest blisko pełniący obowiązki dyrektora stacji ratownictwa medycznego. Koalicjanci wprost mówili, że to mogłoby zakończyć współpracę na wielu płaszczyznach – mówi anonimowo jeden z radnych wojewódzkich, członek Platformy Obywatelskiej.
W tej sytuacji dyrektor Bogusław Tyka może na razie spać spokojnie i nie martwić się o swoje stanowisko. Tym bardziej, że część ratowników i lekarzy, która chętnie odwołałaby ze stanowiska dyrektora, kilka miesięcy wcześniej bardzo chciała odwołania poprzedniego dyrektora – Krzysztofa Janeckiego.
Jest wiele kwestii, które trzeba wyjaśnić z czasów rządów Janeckiego, ale to co się dzieje teraz, to powrót do autorytarnych rządów jednego człowieka. W dwa miesiące wróciliśmy do prowadzenia firmy, jak w czasach komuny – mówi jeden z ratowników.
Historia jednak lubi się powtarzać. W końcu to Krzysztof Janecki zastąpił na stanowisku dyrektorskim właśnie Bogusława Tykę, który odwoływany był w atmosferze skandalu z niepłaconymi składkami ubezpieczenia społecznego za pracowników łódzkiego pogotowia ratunkowego.
Przeczytaj też:
Bogusław Tyka odwołany z funkcji dyrektora pogotowia ratunkowego w Łodzi
Przypisy
- 1
- 2